(18kB)

Głos myśliwego

Wszyscy lubią jeść mięso, ale mało kto zastanawia się nad tym, skąd ono się bierze. Przyzwyczailiśmy się kupować mięso i jego przetwory w sklepach i marketach, gdzie dostarczane jest ono z ferm, w których zwierzęta faszerowane są hormonami, antybiotykami i różnymi odżywkami. Proces ten ma na celu uzyskanie w jak najkrótszym czasie, jak największej ilości mięsa, dlatego po uzyskaniu odpowiedniej masy zwierzęta są masowo zabijane i przez sieć dystrybucji trafiają do naszych garnków.

Niektórzy uważają (nie bez racji), że proces ten to już nie hodowla, to produkcja. Rozwinięty przemysł mięsny powoduje, że mięso jest na wyciągnięcie ręki, jemy go nie tylko zbyt dużo, ale też, niestety marnotrawimy. Wynika to z łatwości kupowania, nikt nie zastanawia się, że była to żywa istota, która została uśmiercona w okrutny sposób. Może osoby krytykujące łowiectwo powinny odwiedzić rzeźnie? Chociaż, każdy kupując mięso w markecie w jakiś sposób przyczynia się do tak brutalnego traktowania zwierząt.

Polowanie, w przeciwieństwie do kupowania mięsa wymaga czasu, wiedzy, doświadczenia i poświęcenia (mróz, deszcz, komary, kleszcze, itp.). Upolowane samodzielnie mięso bardziej się ceni, nie zmarnuje się nawet kawałka. O tym ostatnim wiedzą nawet podwórkowi hodowcy kur, którzy wręcz celebrują spożywanie rosołu i mięsa z nich. Myśliwi są wielką pomocą dla naszego środowiska, rolników i przyrodników. Gdyby nie istniały koła łowieckie, kto wypłacałby rolnikom odszkodowania za szkody wyrządzone przez dziką zwierzynę?

Jeśli ktoś jest przeciwko łowiectwu, niech wskaże kto będzie płacił za szkody.

Myśliwi to środowisko, które za własne środki jest w stanie gospodarować nadwyżką zwierzyny (utrzymanie jej optymalnego stanu liczebnego leży w interesie samych myśliwych). W społeczeństwach Austrii, Niemiec, Hiszpanii, całej Skandynawii, ale także u naszych południowych sąsiadów na Słowacji i Węgrzech istnieje społeczny szacunek do myśliwych, chociaż ich liczebność w każdym z tych krajów jest o wiele wyższa niż w Polsce. W Polsce niestety łowiectwo jest często krytykowane, a najczęściej wynika to ze zwykłej niewiedzy. Przeciętny Polak częściej chodzi po betonowym chodniku niż po naturalnej ziemi, zwierzęta też częściej widzi w telewizji czy w internecie niż na żywo. Dzieci nawet nie interesują się przyrodą, współczesność skazuje je na życie w domu, gdzie większość czasu spędzają przed komputerami. To przed komputerem i telewizorem kształtuje się ich "wrażliwość", zgodnie z którą ich chomik czy rybka w akwarium nie zdychają, tylko umierają jak na przykład ich dziadkowie.

Jeszcze nie tak dawno słowo umrzeć dotyczyło tylko człowieka (z fauny i flory umierały tylko pszczoły i drzewa). Wszystko to powoduje wypaczenie rzeczywistości, i gdy do tego "wyidealizowania" wkrada się zabijanie zwierząt, ty czynność ta jawi się jako barbarzyństwo. Tymczasem przez TV i internet zabijanie i przemoc wobec ludzi już nie szokuje, ba! przyciąga widzów! Natomiast zastrzelenie przez myśliwego psa zagryzającego sarny w lesie jest powodem do medialnego linczu na całym środowisku myśliwych. A kto ma chronić zwierzęta przed psami ich nieodpowiedzialnych właścicieli? Dużą rolę w manipulacji odczuciami mas odgrywają niektóre media, które myślistwo zwykły przedstawiać zawsze w negatywnym świetle. Dla nich ambony (drewniane budki do polowań) są ciekawszym materiałem na reportaż, niż paśniki pełne siana czy mnóstwo karmy dostarczanej zwierzynie w okresie zimowym. Tzw. "ekolodzy" uważają, że dokarmianie jest zbędne, że zwierzęta sobie poradzą, ale to myśliwi robią wszystko, aby tak było naprawdę.

Pewien naukowiec stwierdził kiedyś, że gdyby miał inwestować pieniądze w ochronę przyrody, to dałby je myśliwym, bo nikomu innemu na świecie nie zależy bardziej na tym, żeby zwierzyny było dużo. Niestety spora część moich rodaków myśli, że myśliwy tylko strzela ile chce, do czego chce, a mięso zabiera za darmo. Oczywiście wynika to z braku podstawowej wiedzy o gospodarce łowieckiej, jej planowaniu i realizacji. To wszystko powoduje, że każdy wie jak wygląda panda, koala czy żyrafa, a mało kto wie, że jeleń i sarna to dwa osobne gatunki zwierząt. Nawet w Szkole Podstawowej uczy się (chyba nadal) o rozmnażaniu jakiegoś pantofelka, a dzieci później pytają się "czy taki żubr to jest roślino, czy mięsożerny?)

A`propos gospodarki, w Holandii tamtejsze lobby "ekologów" doprowadziło do tego, że do dzikich gęsi nie wolno strzelać, dlatego aby uniknąć szkód na polach (zboża ozime) są one tysiącami wyłapywane w sieci, gazowane i utylizowane, natomiast w okresie lęgowym jaja gęsi są smarowane olejem, aby nie dopuścić do wylęgu. I to wszystko w imię humanitaryzmu. Myśliwy do takich metod nigdy nie przyłożyłby ręki. To tak pod rozwagę.

Artykuł ukazał się w styczniowym numerze "Głosu Łodzi" pod tytułem "Głos myśliwego". Artykuł autorstwa Dariusza Antkiewicza

W lutowym numerze "G.Ł" ukazał się list czytelnika, wraz z odpowiedzią autora: "Pragnę wyrazić swoją wątpliwość w kwestii gospodarki łowieckiej, tu posłużę się przykładem lwa, który jest naturalnym selekcjonerem zwierząt słabszych. Moim zdaniem myśliwy nie ma szans, aby mu dorównać. A drugie pytanie dotyczy trofeów łowieckich. Otóż nie raz widziałem wystroje pałaców, czy wytwornych willi, w których wyeksponowane były rogi jelenia. Zawsze były to okazałe "wieńce", po czym wnoszę, że jelenie które je nosiły, mogły być, że tak powiem rozwojowe. Mam nadzieję, że Pan Dariusz zaspokoi moją ciekawość".

Odpowiadając na kwestię pierwszą - odpowiednikiem lwa pod naszą szerokością geograficzną jest wilk, który redukuje zwierzynę słabszą, tyle, że wbrew powszechnym opiniom jego ofiarą nie padają osobniki stare czy chore, ale młode cielęta i dojrzałe silne łanie w stanie cielnym. Myśliwy - w przeciwieństwie do naturalnego drapieżnika dokonuje selekcji pod kątem przyszłości reprodukcyjnej danego gatunku w jego obwodzie łowieckim. Ponadto drapieżnik nie liczy się z okresem ochronnym określonego gatunku, a tym bardziej limitem sztuk do pożarcia na określonym obszarze.

Odpowiedź na drugie pytanie jest bardziej złożona. Rzeczywiście, szczególnie w tv widzi się podobne obrazy, jednak najczęściej są to okazy upolowane w okresie międzywojennym a nawet wcześniej, dlatego nie ukrywam, że trochę trudno jest mi się do tego odnieść. Dawniej polował każdy ziemianin na zasadzie jego grunty - jego zwierzyna. Dziś trofea upolowanej zwierzyny (jeleń, daniel, sarna) są po sezonie obowiązkowo okazywane przed Komisją Zarządu Okręgowego PZŁ, gdzie w przypadku przedstawienia nieselekcyjnego kompletu (poroże z wytrawioną czaszką i żuchwą) myśliwy może być pozbawiony prawa do polowania na określony gatunek, nawet na kilka lat. Po takim okazaniu poroża są przewiercane (w dyskretnym miejscu), co uniemożliwia ponowne okazanie tego samego egzemplarza. Oczywiście nie każdy myśliwy jest selekcjonerem, ci którzy nie mają uprawnień selekcjonerskich nie otrzymują pozwolenia polowania na osobniki męskie zwierzyny płowej. Zdarza się i współcześnie pozyskiwanie jeleni o okazałym porożu, ale z widocznymi dla selekcjonera cechami uwsteczniania się, potwierdzającymi podeszły wiek osobnika. Cechy te potwierdza stan uzębienia -jego wytarcie, które u zwierzyny płowej postępuje jednakowo. Jak wiadomo u ludzi stan uzębienia w dużej mierze uzależniony jest o dbałości o nie, dlatego wiek właściciela nie zawsze przekłada się na ich stan. Współcześnie u myśliwych widzi się raczej trofea z wyraźnymi oznakami selekcyjnymi, np. dwie ubogie tyki (rozgałęzienia), bądź jedna silna a druga zwyrodniała itp.

(23kB)